-O Boże!!! Demi, obudź się! - usłyszałam w pewnej chwili jak przez mgłę głos mojej rodzicielki. Po chwili otępienie zaczęło przechodzić, a ja zaczęłam się podnosić. Otworzyłam oczy, a nad sobą zobaczyłam zatroskaną twarz mamy i ... Joe. Spojrzałam na nią wzrokiem, który pytał: "Mamo, co on tu robi?". Moja mama odpowiadając na moje nieme pytanie powiedziała:
-Joe, przyjechał, ponieważ martwił się, że coś się stało. Podobno gdy ze sobą rozmawialiście usłyszał w słuchawce huk, a potem tylko ciszę. Jak widać miał rację. - na jej odpowiedź pokiwałam tylko głową. Treść rozmowy zaczęła mi się przypominać. Dziękowałam Bogu za to, że moja rodzicielka nie zapytałam mnie co się stało. Co niby miałabym odpowiedzieć? Że Joe myśli, że zgodzę zostać się jego świadkiem na ślubie z Taylor, po tym co oboje mi zrobili ?!?!?! Jednak nie wiem co mnie wtedy napadło, chyba moja odpowiedź była spowodowana szokiem, ale odwróciłam głowę w stronę Joe i spojrzałam mu prosto w oczy. Mu naprawdę zależało na tym, żebym była jego świadkiem. Więc powiedziałam:
-A odpowiedź na twoje pytanie brzmi tak - kiedy to powiedziałam odetchnęłam z ulgą. Obserwowałam wyraz jego twarzy z uwagą. Po jego twarzy przewijało się po kolei szok, zaskoczenie, radość a potem pojawiło się uczucie, ale nie... to nie było możliwe. Odwróciła wzrok. Jego twarz przybrała wtedy taki wyraz, jaki zawsze miała w momencie, kiedy mówił mi, że mnie... że mnie kocha. Ale to przecież niemożliwe. MiaŁ Taylor. Spojrzałam na niego ponownie, ale teraz na jego twarzy było widać tylko radość.
-Dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy - powiedział. Wiedziałam, że to dla niego dużo znaczy. Więc spróbowałam się uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego tylko jakiś grymas... Nie porafiłam być przy nim już szczęśliwa. Nawet nie zauważyłam, kiedy moja mama się ulotniła.
Zeszliśmy na dół, a moja mama choć ostatnimi czasy go nie tolerowała, próbowała być jak najmilsza. Bardzo dobrze jej to wychodziło, choć wydaje mi się, że nawet sam Joe wiedział, że coś jest nie tak. Nie uśmiechałam się tak jak zwykle. Nagle zadzwoniła do mnie komórka. Nie znałam tego numeru, jednak coś mnie podkusiło, żeby odebrać. Tak też zrobiłam, po chwili usłyszałam głos tamtego dziennikarza z którym tak dobrze mi się rozmawiało. Nie wiedziałam skąd ma mój numer telefonu, ale cieszyłam się, że coś mnie oderwie od tego wszystkiego. Momentalnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
* * *
[z punktu widzenia Joe]
Bardzo się ucieszyłem, że zgodziła się być moim świadkiem, jednak cały czas zachowywała się nieswojo. To nie była ta sama roześmiana Demi. Miałem nadzieję, że nie zachowywała się tak ze względu na moją obecnośc. Jej mama próbowała być miła, ale wiedziałem, że ma do mnie żal. Z jednej strony chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść, a z drugiej potrzebowałam obecności Demi tak jak powietrza. Brakowało mi jej uśmiechu,widziałem, że stara się uśmiechać, jednak wychodziły z tego tylko niemrawe grymasy. Nagle zadzwonił do niej telefon. Na początku była zdziwiona, a potem na jej twarz wstąpił uśmiech. Uśmiech pełen czułości, nie chciałem myśleć o tym, że może jest on przeznaczony dla jakiegoś chłopaka. Odeszła na bok przeprowadzić rozmowę, a kiedy wróciła jej mama zapytała:
-Jakieś wesołe nowiny? - dawno nie widziała jej w końcu takiej szczęśliwej.
-Być może. Wczoraj poznałam takiego jednego chłopaka i zaprosił mnie na imprezę - odpowiedziała, a ja poczułem jak moje serce wypełnia smutek. Choć powinienem cieszyć się jej szczęściem...
***************************************************************
Bardzo proszę o komentarze. Jeśli czytacie tego bloga (choć wątpię, żeby znalazły się choć dwie takie osoby ) to to udowodnijcie. Jeśli pojawią się 3 komentarze to za trzy dni pojawi się nowa notka. Polecajcie mojego bloga znajomym, jeśli uważacie, że na to zasługuje.Wiem, że rozdział krótki, ale się poprawię : D
Całusy!